Gdyby ktoś zapytał mnie od tak, kim jestem, czym się zajmuję, to na pewno miałabym trudność z określeniem tego jednym słowem… no, może gdyby tym słowem było wielozadaniowiec ;) Jednym z aspektów mojego życia są gry – tworzenie do nich grafiki, granie w nie, branie udziału w evenach z nimi związanych, czytanie o nich, a także pisanie… Tu możecie czasem przeczytać właśnie to, co też o nich wypisuję ;)

Na Tutsach pisuję o grach inspirujących, pięknych wizualnie, takich, które mają to coś. Dziś chcę się z Wami podzielić swoimi przemyśleniami o grze, która jest dla mnie szczególna, bo gdybym miała wskazać moment, w którym zdecydowałam, że gry robić chcę, to byłby to prawdopodobnie moment, w którym zagrałam w Submachine

To był czas studiów, któryś z tych mniej pogodnych dni, a ja dostałam od End3ra linka do Submachine 2. Wtedy to była darmowa gra flashowa, która dopiero co zyskiwała popularność. Dziś jest to już kultowa pozycja, której autor – Mateusz Skutnik, stworzył całą kolekcję 13 odsłon niezwykle klimatycznej logicznej łamigłówki z mechaniką point and click (wskaż i kliknij) i sprzedaje ją za nieco ponad 80PLN na Windowsa i MacOSX.

Fabuła

W grach z kolekcji opatrzonej tytułem Submachine jesteśmy rzucani w jakąś lokację (piwnica, latarnia morska, laboratorium, świątynia, itp.), a naszym zadaniem jest pozbieranie wszystkich wskazówek, które doprowadzą nas do końca gry. Ten koniec gry w Submachine, to coś fenomenalnego, we mnie zawsze pozostawiał niedosyt i rozbudzał chęć na zagranie w kolejną część.

Elementy graficzne

Mateusz Skutnik z pewnością ma coś takiego, co można nazwać niepowtarzalnym stylem. Mocna wizualnie, a zarazem lekko prowadzona linia obrysu to taki znak charakterystyczny serii Submachine. Jest jeszcze klimatyczne światło, specyficzna paleta barwna i choć to nie element graficzny, to nie sposób nie wspomnieć o zapadającej głęboko w podświadomości warstwie dźwiękowej. Na jednym z plenerów na studiach zbłądziliśmy ze znajomymi do piwnic ośrodka, w którym mieszkaliśmy. Widząc rury i ceramikę jak z rzeźni człowiek słyszał w głowie tą muzykę i czuł klimat gry.

Fenomen

Muszę jednak zdradzić, że choć gra robi wrażenie, jakby zaraz miało na nas wyskoczyć coś upiornego, to nic takiego nie ma miejsca (przynajmniej w częściach, w które grałam, a wydaje mi się, że niestety nie zagrałam we wszystkie). To tylko i aż rozwiązywanie łamigłówek, a nie MMORPG z Zombie w roli celu ;) A jednak gra ma klimacik lekkiego horroru, wciąga tak, że chcesz wiedzieć, co jest za zakrętem (mimo, że w grze 2d trudno o zakręt). Fenomen rozgrywki moim zdaniem polega właśnie na tym bardzo charakterystycznym nastroju grozy, w którym cisza aż huczy w uszach.

Ktoś z Was kojarzy ten klasyk? Czy Wy też spędzaliście godziny na rozwiązywaniu zagadek i powtarzaliście sobie, że tym razem nie sięgniecie po solucję? ;) A może chcecie podzielić się w komentarzach tytułem gry, która zmieniła Wasze życie? Śmiało, chętnie poczytam :)
 

Podziel się dobrocią!