Przeszło dwa lata zajęło mi zabranie się za ten projekt… Dwa lata to szmat czasu, ale nie chwaląc się mam w swojej szufladzie projekty, które leżą tam znacznie, znacznie dłużej. Dlatego dziś będzie całkiem optymistycznie, mimo że mogłoby się wydawać, że wręcz przeciwnie.

W 2015 roku wymyśliłam sobie nową serię na Tutsach – Wyzwanie. W założeniu chciałam w ten sposób zmotywować głównie siebie do robienia czegoś extra, poza całą masą innych rzeczy, którymi się zajmowałam. To miały być takie moje reskiny dawnych projektów, albo próby zmierzenia się z czymś, co od dawna chodziło mi po głowie.

Z pierwszym wyzwaniem, jakie sobie postawiłam poszło całkiem szybko – w około miesiąc miałam gotowy projekt, który bardzo przypadł Wam do gustu.

Możemy chyba mówić tu o „zachłyśnięciu się sławą”, a przynajmniej tak to wygląda, bo kolejne wyzwanie postawiłam sobie dopiero pół roku później (w styczniu 2016), a jego rozwiązanie prezentuję Wam… dziś.

Tak na prawdę przyczyn tego ogromnego opóźnienia było wiele – w tak zwanym między czasie urodziłam dziecko, rozstałam się na dłuższą chwilę z Tutsami, wróciłam, wzięłam na siebie za dużo, odpuściłam, poplanowałam to i owo i znów wróciłam i tak to właśnie zleciało.
Przeszło dwa lata po ogłoszeniu wyzwania #2 i dookreśleniu zasad całej serii oto jestem z ikonkami z mojego rodzinnego miasta Kielce. Są tylko 4, a o ile dobrze pamiętam planowałam ich co najmniej naście, ale i tak czuję ogromną ulgę z powodu zamknięcia tego tematu. Ostatnio zobowiązywałam się, że ikonki będą gotowe na 10go marca… Dobrze, że tym razem dowiozłam sprawę po miesiącu od deadline’u, a nie po kolejnym roku.

Dzięki zamknięciu sprawy ikonek z własnego miasta, mogę śmiało ruszyć z kolejnym wyzwaniem (nawet nie wyobrażacie sobie, jaką mieszankę presji i pozytywnego podekscytowania czuję w związku z nim). Ogłoszę je jutro. Byłoby super, gdyby ktoś z Was zechciał się wtedy do mnie przyłączyć ;) W jutrzejszym wpisie przypomnę także zasady wyzwania, ale możecie je podejrzeć tutaj.
 

Podziel się dobrocią!